Ilość kontra jakość
At A Glance
Author Ania
Contact [email protected]
IAM deadly pale
When N/A
Poniższy tekst został przełożony z angielskiego dla potencjalnych polskich czytelnik�w BME. Jego oryginalną wersję można znaleźć tutaj.

Wiele lat temu stary rumuński Cygan spojrzał na mnie, potem na moje lewe ucho i powiedział "Musisz być naprawdę silną kobietą! Nie może być inaczej, jeśli masz tyle kolczyk�w!" Oczywiście żartował � figlarny uśmiech i podejrzany błysk w oku m�wiły same za siebie. Z pomocą kogoś, kto znał angielski dowiedziałam się, że wśr�d Cygan�w ilość kolczyk�w, ktorą dana osoba nosi, świadczy o jej społecznym statusie i w jaki spos�b jest postrzegana przez innych � jeden kolczyk dla przeciętnego gościa, więcej niż jeden dla silniejszych i dzielniejszych. Dla nich to rzeczywiście coś oznaczało.

A co moje kolczyki oznaczały wtedy dla mnie? Były oznaką buntu do pewnego stopnia � byłam w�wczas kimś na pograniczu subkultur punk i gotyku, i zanurzona w teorii anarchizmu głębiej niż jakikolwiek punk, kt�rego znałam. Mogły być wyzwaniem, razem z moimi podartymi ubraniami i sk�rzana kurtką, kt�ra była tak znoszona i brzydka, że zawstydzała moją matkę za każdym razem, kiedy jej znajomi widzieli mnie na ulicy. Moje kolczyki były też po to, aby się popisać, przyznajmy to szczerze � uwielbiałam zaskoczenie, z jakim ludzie patrzyli na mnie. Były źr�dłem zabawy i irytacji � byłam dziwną mieszanką kogoś, kto wyglądał na osobę, kt�ra może sprawiać kłopoty, a jednocześnie miała dobre stopnie i ostatecznie ukończyła studia z wyr�żnieniem (nadal z wieloma kolczykami i tym dziwnym uśmiechem, kt�ry skłaniał ludzi do myślenia, że nie dbam zupełnie o wyr�żnienia, uroczystości i inne bzdury). Ale czy moje kolczyki oznaczaly, że czułam się silna lub pewna siebie? Raczej nie!

Kiedy nowa dziewczyna pojawiła się na zajęciach uniwersyteckich, na kt�re chodziłam, wszyscy zaniem�wili na chwilę � miała mn�stwo kolczyk�w. Wkr�tce zaczęłam słyszeć, że moze powinnam dodać do moich, aby "dor�wnać" naszej nowej znajomej. W�wczas jednak byłam już wystarczająco rozsądna, aby wiedzieć, że ilość czegokolwiek z całą pewnością nie świadczy o oryginalności. Ta cecha jest wrodzona, przychodzimy z nią na świat i nic tego nie zmieni. Presja grupy była jednak odczuwalna przez pewien czas.

Podobna presja, czy jesteśmy tego świadomi czy nie, jest wciąż obecna w naszym życiu. Kiedy nasz sąsiad kupuje nowy samoch�d zaczynamy myśleć, że też powinniśmy mieć nowe auto, tylko po to, aby czegoś dowieść. Kolega z pracy wyjeżdża na świetne wakacje i nagle mamy ochotę zrobić to samo, aby poczuć, że możemy to zrobić i, znowu, czegoś dowieść innym. Wszystkie te małe naciski są dokoła nas, napierając na nas i zmuszając do robienia wielu rzeczy bez jakiegokolwiek namysłu.

Sądzę, że podobna presja występuje i w przypadku modyfikacji ciała. Widząc na każdym kroku coraz to nowe modyfikacje, spotykjąc ludzi, kt�rzy wydają się wyglądać znacznie lepiej czy być znacznie odważniejszymi niż my kiedykolwiek byliśmy, zaczynamy czuć jak wiele musimy jeszcze zrobić na tym polu; jak bardzo "potrzebujemy" lub "musimy" "zmodyfikować" siebie ponieważ tylko wtedy wreszcie poczujemy się "piękni i tacy, jacy zawsze chcieliśmy być!" Czy tak jest naprawde? Czy ilość modyfikacji naprawdę czyni z nas ludzi, kt�rymi naprawdę jesteśmy?

Wydaje mi się, że nie tylko m�j piercer jest niemal codziennie nagabywany przez ludzi, kt�rzy chcą użyć igieł biopsyjnych do przekłucia uszu, aby "rozciągnąć" je jak najszybciej, przy minimum wysiłku z ich strony. Wszystko, czego chcą to para fajnie rozciągniętych uszu, zdolnych pomieścić świetną parę tuneli. Ostatecznie to wygląda tak świetnie. Czy wszyscy "zainteresowani" rzeczywiście jednak wiedzą o dobrych i złych stronach takiej decyzji? Czy rozważyli, co może stać się z ich uszami, kiedy zdecydują się rozciągać je dalej albo po prostu zmienią zdanie i już nie będą chcieli ich mieć? Nie bardzo. Kiedy odmawia im się "pomocy", idą do innego piercera, z mniejszym bagażem etycznych obciążeń i większym zainteresowaniem pieniędzmi, aby uzyskać to, czego chcą.

Podejrzewam, że nie tylko do mojego artysty tatuażu często przychodzą ludzie, kt�rzy nie mają zbyt wielkiego pojęcia, jaki tatuaż chcą mieć. Był czas, kiedy sama byłam jedną z nich i pewnie dlatego w końcu zdecydowałam się przerobić jeden z najmniej znaczących spośr�d moich tatuaży. Mądry, profesjonalny artysta spędzi trochę czasu z osobą, kt�ra chce zrobić sobie tatuaż; spr�buje dowiedziec sie czegos, czegokolwiek, o swoim potencjalnym kliencie; spr�buje zobaczyć, jaki jest gust danego klienta i czym się interesuje. Dobry, profesjonalny i odpowiedzialny artysta poświęci trochę czasu na rozmowę z klientem, pokaże swoje wcześniejsze prace, doradzi. Podobnie jak proces rozciągania uszu, dobrej jakości tatuaż wymaga trochę czasu.

Subkultura modyfikacji ciała nie jest wolna od wad, kt�re dręczą wsp�łczesną kulturę na jej wszystkich poziomach. Także tutaj niemal wszystko jest na pokaz, gotowe, aby się popisać i zrobić "trwałe" wrażenie na wszystkich dokoła. Jest paradoksem, że wsp�łczesna kultura jest tak skupiona na indywidualności, a jednak jej gł�wnym celem jest skłonienie nas do noszenia/ używania dokładnie tych samych produkt�w i uznawania dokładnie tych samych kanon�w estetycznych.

Reklamy Nike używają sloganu "jesteś czym jesteś" i, ponieważ używają obrazu biegaczy, jestem nawet skłonna uwierzyć, że rzeczywiście jestem czym jestem i inni muszą się z tym liczyć, być pod wrażeniem mojej oryginalności. A jednak jakoś nie mogę przestać myśleć o tym, że te reklamy są adresowane nie tylko do mnie, ale też i do wielu innych ludzi, ktorzy też muszą być "tym czym są" i jeśli kupują dokładnie te same produkty co ja, wkr�tce będą tacy jak ja, lub � Boże broń � ja bede taka jak oni. Nie najlepszy pomysł!

Reklamy Dove używają wizerunku pulchnych kobiet, aby dotrzeć do ludzi, kt�rzy nie wygladają jak jasnowłose, opalone i szczupłe boginie z magazyn�w o modzie. Może się to wydać świetne. Wreszcie ktoś odważył przeciwstawić się wizerunkowi chudej jak patyk kobiety i jest wreszcie szansa na to, aby wszystko zmieniło się na lepsze, prawda? Może jestem cyniczna, ale nie mogę jakoś uwierzyć w tę teorię. Sądzę, że ktoś wyczuł okazję na wykorzystanie dobrej i zyskownej niszy na rynku i pogrywa na naszej estetyce. A my to kupujemy, dosłownie i w przenośni, bo kto nie chciałby poczuć się wyjątkowy choćby przez chwilę?

Modyfikacja ciała jest bez wątpienia częścią wsp�łczesnej kultury. Jej wspaniałą stroną jest to, że jest nie tylko częścią teraźniejszości, ale także ważną częścią przeszłości, jako że jej korzenie sięgają daleko wstecz, do czas�w, kiedy nikt nie słyszał ani nie zastanawiał się nad kwestią indywidualności, oryginalności, "bycia sobą" itd. Obecnie jednak jest, podobnie jak cała wsp�łczesna kultura, podobno skupiona na wyjątkowości każdego z nas, a jednak udaje jej się tworzyć ludzi, kt�rzy wyglądają dokładnie tak samo.

Choć to smutne, wszystkie subkultury prędzej czy p�źniej tworzą własne "mundurki". To nieuniknione ponieważ określony spos�b ubierania się i zachowania ma pom�c stworzyć więź pomiędzy członkami danej subkultury, określić ich w stosunku do wszystkich innych ludzi, dać im poczucie odrębnosci. To dobra strona "mundurk�w", kt�ra cechuje także buntownicze subkultury. Minusem tego zjawiska jest jednak to, że prędzej czy p�źniej, jeśli chcesz należeć do i być akceptowany/a przez określoną subkulturę, musisz się wpasować � te ubrania, a nie inne, te buty, ta fryzura, ta estetyka.

A jednak modyfikacja ciała wciąż r�żni się od wszystkich poziom�w wsp�łczesnej (popularnej) kultury. Opiera się ona zar�wno na teraźniejszości jak i na odległej przeszłości i w ten spos�b może, do pewnego stopnia, przekraczać bariery czasu. I to właśnie skłania mnie do wniosku, że czas jest decydującym czynnikiem, kiedy zestawiamy ilość i jakość.

Stosunkowo łatwo jest znacznie zmodyfikować swoje ciało w relatywnie kr�tkim czasie. Podczas jednej wizyty w studio body piercingu można zrobić sobie kilka przekłuć. Jeśli jesteś wystarczająco "twardy/a", możesz zrobić sobie spory tatuaż w ciągu jednej sesji lub całkiem pokaźnych rozmiar�w tatuaże w przeciągu roku lub dw�ch. W ciągu kilku miesięcy możesz rozszczepić język, zrobić skaryfikacje itd. To możliwe, wykonalne i są ludzie, kt�rzy rzeczywiście to robią, z r�żnych powod�w. Ale pytaniem tu jest nie "jak świetne są takie posunięcia?", ale raczej "co potem?" Czy ilość rzeczywiście jest najważniejsza?

Jakość wymaga czasu, czasami bardzo wiele czasu. To podr�ż przez nasze własne myśli , proces podejmowania decyzji; to podr�ż do r�żnych miejsc i ludzie, kt�rych spotykamy po drodze. Jakość pokazuje, a przynajmniej pr�buje pokazać, kim naprawdę jesteśmy i jak zmieniamy się na przestrzeni czasu. Decyzja o zrobieniu jednego małego tatuażu może zabrać całe lata, ale potem posiada on niemal magiczne właściwości podr�ży w czasie do okresu, w kt�rym byliśmy szczęśliwi, pełni nadziei, zdrowsi, młodsi itd.

Starsi członkowie r�żnych plemion nie bez powodu mieli bardzo rozciągnięte uszy; nie bez powodu pewne plemiona posiadały pewne rytuały. Znakiem życia w naszych, postmodernistycznych czasach jest, że teraz możemy mieć wszystko, co chcemy i, bardzo często, nie poświęcamy naszym pragnieniom zbyt wiele namysłu. Po prostu czegoś chcemy i to dostajemy; refleksja przychodzi znacznie p�źniej.

Teoretycznie, i jestem zwolenniczką tej teorii, nie ma złego powodu do modyfikowania naszych ciał � wszystkie powody są ważne i posiadają znaczenie. Ale są one takie tylko jeśli są one naprawdę nasze i nie powstały pod wpływem innych ludzi. Czy chcesz przekłuć pępek ponieważ ci się to podoba, czy raczej dlatego, że wszyscy dokoła zdążyli juz to zrobić? Czy chcesz mieć rozciągnięte uszy ponieważ ci się to podoba, czy może raczej sądzisz, że dzięki nim będziesz wyglądać naprawdę "odjazdowo"?

Sendo tkwi nie w tym, że duża ilość modyfikacji jest złą rzeczą. Z całą pewnością tak nie sądzę. Istotą tej kwestii jest to, że kiedy skupimy się tylko na ilości metalu, barwnika, silikonu czy czegokolwiek innego w naszym ciele, możemy przegapić coś, co naprawdę powinno nas obchodzić � prawdziwych nas. Ilość modyfikacji nie dodaje nic do tego, kim jesteśmy; myśli poświęcone na proces zmian, wysiłek po drodze do osiągnięcia celu, godziny namysłu na temat wzoru, miejsca na ciele, bezpieczeństwa, zdrowia - wszystko to dodaje znaczenia jakości naszych modyfikacji i to właśnie sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy, stajemy się i będziemy w przyszłości.

Gdyby "m�j" stary rumuński Cygan zobaczył mnie teraz, z pewnością nie pomyślałby, że jestem silną kobietą � mam tylko dwa kolczyki. Ja sama jednak, dzięki moim ukrytym przekłuciom, tatuażom i bliznom, wiem jak wiele musiałam przejść, aby je zrobić i o jak wiele silniejsza czuję się, i jestem, obecnie. Gdybym zdecydowała się stworzyć "obowiązkową listę modyfikacji", pewnie nie byłaby ona zbyt imponująca. Tak naprawdę nie wiem, bez pewnego namysłu i przeliczenia w pamięci, ile mam obecnie przekłuć i jak wiele tatuaży zrobiłam sobie do tej pory. Liczby nie mają znaczenia; to myśli, wspomnienia, znaczenie modyfikacji się naprawdę liczą i sprawiają, że jestem, kim jestem. To przekonanie sprawia, że sądzę, iż w walce pomiędzy jakością i ilością czegokolwiek, jakość zawsze jest g�rą. To nie ile, ale co w sobie zmieniamy czyni nas tymi, kim jesteśmy dla siebie samych.


Disclaimer: The experience above was submitted by a BME reader and has not
been edited. We can not guarantee that the experience is accurate, truthful,
or contains valid or even safe advice. We strongly urge you to use BME and
other resources to educate yourself so you can make safe informed decisions.


Return to Editorial / Article